Katolicki smog i fizyka

Energia jest czymś, co nie powstaje z niczego. Nie da się też jej zniszczyć. Istnieje pewien zasób energii we wszechświecie - jest on niezmienialny. Gdy gdzieś ubywa energii - niewątpliwie gdzieś jej przybywa. Być może w innej formie, ale jednak. Energia uwolniona podczas pocierania zapałką o draskę przemienia się z chemicznej w cieplną, a ta promieniuje, rozprasza się jak dym, ale nie znika.

To przykład jednego z praw fizyki, zwanych ogólnie prawami zachowania. Jeżeli założyć, że zła i dobra energia - to też energia w pojęciu fizycznym (a czemu nie?), mamy gotowe wytłumaczenie powiedzeń o nawracającej karmie; złe działania powraca jako cierpienie, dobre jako szczęście. Żadnej w tym metafizyki - czysta nauka.


Jazda autobusem zatłoczonym do granic, w przeddzień tzw. Święta Zmarłych, oznaczała nurzanie się w chmurze złej energii promieniującej z umęczonego tłumu ludzi, warczących na siebie i cały świat. Na samym cmentarzu słychać było kłótnie przy czyszczeniu nagrobków, zirytowaną krytykę zakupu nie tych zniczy, co trzeba i tak dalej. Co działo się w tysiącach tkwiących w korkach samochodów, można tylko sobie wyobrazić.

Zła energia musiała więc wypromieniować (bo nie zniknęła), tworząc negatywny smog. Taki smog unosi się przy okazji każdych świąt katolickich nad miastami i wsiami. Gdzie trafia - strach pomyśleć. Bo smog chemiczny trafia do naszych płuc.

Jakże miłe musi być wdychanie smogu, unoszącego się tam, gdzie świętują Dia de Muertos - Dzień Zmarłych w meksykańskim stylu. Święto pełne radości dzielonej ze zmarłymi. Z aksamitkami, kwiatem uroczym w przeciwieństwie do naszych ociężałych, ponurych chryzantem.

Jeżeli na drugim świecie czekają nas takie cuda i dziwy - to zmarłym chyba trzeba zazdrościć i cieszyć się, że spierniczyli z tego łez padołu. Skąd więc smutek i ponure zawodzenia w kościołach? Z zazdrości?


Komentarze

Popularne posty