Od Silent Hill do Krakatau, czyli o ciszy słów parę

Przypływ niedzielnych odgłosów dobiegających z otoczenia rozpoczęły ptasie ćwierkania.
Gdzieś szczeknął wyprowadzany na spacer pies. Gdy słońce już ulokowało się na bezchmurnym niebie, zaszumiał pierwszy nadjeżdżający tramwaj, pierwsze przemykające po pustej ulicy samochody.
Dla takiej ciszy, zasypiającej z nadejściem dnia, warto wcześnie wstawać. Szczególnie w dni powszechnego nieróbstwa, zwane świątecznymi.
Cisza jest głosów zbieraniem - napisał Norwid.

Cisza może kojarzyć się poetycko, muzycznie (genialne Sound of Silence), naukowo.
Ciszę absolutną wyprodukowano w laboratorium w Orfield (do osiągnięcia idealnej ciszy zabrakło usunięcia zaledwie 0,01% dźwięków) - okazało się, że człowiek nie jest w stanie jej znieść psychicznie. Rekordzista wytrzymał w komorze ciszy cztery minuty. Nic dziwnego, zdezorientowany słuch staje się tak wyczulony, że słyszy się głośno wszystkie odgłosy dochodzące z wnętrza ciała, z łomotem serca na czele.

Mnie kojarzy się filmowo. Horror Silent Hill jest obrazem robiącym wrażenie na każdym, kto ma wyobraźnię niepokorną i trochę mroczną. Taką ma z pewnością Roger Avary (wspólnik Tarantino - Pulp Fiction, Wściekłe psy). Tytułowe miasteczko nie jest jednak do końca wytworem wyobraźni - w Pensylwanii istnieje takie miejsce, nazywa się Centralia. Od ponad czterdziestu lat płoną pod nim  olbrzymie pokłady węgla. Wypalą się za około 250 lat.

Bardzo spokojna ulica bez ruchu wydaje z siebie hałas rzędu 30-40 decybeli. Z ruchem - trzykrotnie wyższy. Hałas powyżej 70 decybeli jest szkodliwy, a po przekroczeniu 150 - może zabić w kilka minut. Huk młota pneumatycznego nie zabije (100 decybeli), ale startujący pod oknem odrzutowiec już ma taką szansę (przynajmniej 140).
W 1883 roku Krakatau, indonezyjski wulkan eksplodował wydając z siebie łomot o natężeniu ponad 300 decybeli. To był najgłośniejszy (odnotowany dźwięk) powstały na Ziemi.

Wieki temu w Chinach, prawo przewidywało zabicie skazańca hałasem, jako karę najsurowszą. Biedaka atakowały piszczałki, bębny, wrzaski tak długo, aż padł trupem. Uznawano, że jest to najbardziej męcząca śmierć, jaką ponieść może człowiek.

Za oknem w tym czasie na przystanek przybyło dwóch pijanych po nocy jegomości - drą się na cały głos. Trzeba zamknąć okno, bo czuć w powietrzu jakieś 80 decybeli.

(fot.: "In Voluptas Mors" Philippe Halsman i Salvador Dali, 1951)

Komentarze

Popularne posty