Wyborczy warzywniak

W ubiegłym roku przestałem wywnętrzać się w blogu. Uznałem, że na prawdę nie dzieje się nic i nie stanie się nic aż do końca, mówiąc słowami klasyka. Że rzeczywistość nie zasługuje na to, by się wysilać nad klawiaturą. 
Minęło wiele miesięcy. Wracać do tamtych wątków? Nie, czuję się wśród nich jak między starymi znajomymi - niby ich znam, ale jakoś tak nieświeżo wyglądają, dziwnie pachną. Czas zadziałał jak upaćkana tłustymi paluchami szyba, wstawiona w drzwiach pokoju, w którym się jeszcze przed chwilą było. To już prawie muzeum.

Mamy jesień, polityczny kompost, społeczną nijakość i ładną pogodę. Idą wybory samorządowe. Nie da się ich nie zauważyć. Ulotki oblepiają słupy i słupki jak gówno podeszwę. Wiele ich nie ma, głównie prezentują kandydatów jedynie słusznej partii - widać po tym, kto się faktycznie boi przegranej.
Pobudzeni działacze tworzą uliczne widowiska agitatorskie z wykorzystaniem niedorośniętych dziewuszek i wystrojonych chłopców wciskających ulotki. W internecie na fejsie ożywienie - chętni do uzdrawiania miasta i województwa pokazuję się w różnych plenerach i sytuacjach, zbierając równie bezrozumne laurki od krewnych i znajomych. Niektórzy przy okazji nieźle się kompromitują, ale będzie im wybaczone. W RP można się kompromitować nawet na najwyższych szczeblach - nikt nie traktuje tego poważnie. Gdybyśmy żyli w feudalnej Japonii, trup słałby się gęsto z powodu codziennych honorowych samobójstw ludzi władzy. Ale Japonia - druga zresztą - jak wiadomo nad Wisłą nie powstała. Tu można się kompromitować do woli.

Tradycją stało się już dawno, że nie da się iść do jakichkolwiek wyborów o politycznym charakterze, mając zamiar postawienia ptaszka przy nazwisku osoby na to zasługującej. To jak robienie zakupów w likwidowanym warzywniaku, w którym jest jeszcze kilka koszy z resztkami warzyw. W zasadzie żadne nie nadają się już do garnka. Różnią się tylko tym, że marchewka jest ewidentnie zgniła, a seler, choć rozmiękły i ma dziwny kolor, jest jeszcze jędrny i nie pachnie pleśnią. Może więc da się z niego zrobić zupę?
Zawsze można z takiego warzywniaka wyjść nie robiąc zakupów. Zgniła marchewka nie będzie przecież nas ścigać. Z wyborami niestety jest inaczej. Zupa zostanie ugotowana i trzeba będzie ją jeść. Więc lepiej coś wybrać - z obrzydzeniem, ale wybrać.
Tego warzywniaka zamknąć się nie da. Aż się sam zawali.

Komentarze

Popularne posty